środa, 5 października 2016

2. Brak Pokory

- Slytherin, Slytherin, dlaczego Slytherin?! - wrzasnęła zapłakana dziewczyna do starca. Znajdowali się w przestronnym pokoju, umieszczonym w wysokiej wieży. Gabinet miał owalny kształt, a na jego ścianach wisiały portrety wcześniejszych dyrektorów szkoły. Czarnowłosa wstała z krzesła i zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu. Była wściekła i zawiedziona, gdyż Dumbledore obiecał jej dostanie się do Gryffindoru, gdzie są wszyscy jej przyjaciele.
- Megan, nie mam wpływu, na to do jakiego domu przypisze Cię Tiara – uśmiechnął się mężczyzna, po czym również wstał z fotela i podszedł do wielkiego okna.
- Ale dlaczego Slytherin?! Jedynym powodem ma być to, że jestem czystej krwi? - zrezygnowana dziewczyna usiadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach.
- Megan, Tiara Przydziału nigdy się nie pomyliła – mruknął mężczyzna, zmęczony pytaniami nastolatki.
- A nie mógłbyś przenieść mnie do Gryffindoru? - zaczęła, lecz gdy tylko ujrzała spojrzenie starca, wbiła z powrotem wzrok w dłonie.
- Megan, decyzja podjęta przez Tiarę nie ulega zmianom. Niestety, nie mogę zrobić nic w tej sprawie, a tym bardziej przenosić Cię do innego domu. Przykro mi, ale musisz się oswoić z sytuacją. Jutro jest sobota, więc sądzę, że 2 dni wolnego dadzą Ci trochę czasu na zapoznanie wszystkich – szorstki głos wyrwał czarnowłosą z zamyślenia. Wbiła zaszklony wzrok w Dumbledora, choć ten nawet na nią nie zerknął.
- Doskonale wręcz, profesorze Dumbledore – mruknęła wściekła dziewczyna, po czym podeszła do biurka na której leżały jej nowe szaty Slytherinu. Nie zaszczycając starca spojrzeniem, wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami.

~

- Draco tak bardzo wyprzystojniał przez wakacje! - terkotała Pansy, turlając się po łóżku i tuląc poduszkę.
 Megan siedziała na przestronnym łóżku, wpatrując się w koleżankę. Została przydzielona do tego pokoju, wraz z dwoma innymi dziewczynami, którą zdążyła już zapoznać. Jedną z nich była Dafne Greengrass, wysoka blondynka o zielonych oczach. Drugą była Tracey Davis – szatynka o szarych oczach. Wszystkie trzy wpatrywały się w szczęśliwą dziewczynę, opowiadającą z zapałem o przystojnym, w jej mniemaniu, blondynie.
- Pansy, mówisz tak co roku – uśmiechnęła się delikatnie szatynka, wstając z łóżka i kierując się do łazienki.
- Bo co roku jest to prawdą! - odpowiedziała jej zadowolona dziewczyna i powróciła do tulenia poduszki.
 Megan wywróciła oczami i oparła się plecami o ścianę. Nie czuła się tu swobodnie, była spięta i nie wiedziała jak rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Na szczęście, na pomoc wyszła jej blondynka.
- A więc, gdzie uczyłaś się przed przybyciem do Hogwartu? - zagadnęła ją dziewczyna, uśmiechając się delikatnie. Zdezorientowana Megan spojrzała na nią zagadkowym spojrzeniem.
- W domu, pod okiem profesora Dumbledora i innych nauczycieli – odpowiedziała zgodnie z połową prawdy. Przecież nie mogła im powiedzieć o Zakonie Feniksa.
- Naprawdę? Musiało być Ci cholernie nudno! - wtrąciła się Pansy, która zakończyła swoje rozmyślanie o Draco. Megan uśmiechnęła się do niej.
- Powiem szczerze, że było i to okropnie. Całymi dniami studiowałam księgi i utrwalałam zaklęcia, bo nie miałam nic innego do roboty.
- Prawie jak nasza ukochana kujonica z Gryffindoru! - roześmiała się szorstko Parkinson. Megan wbiła w nią wściekły wzrok, lecz po chwili uspokoiła się.
- Tak, być może mamy coś wspólnego – nie chciała im powiedzieć o więzi, jaka łączyła ją z Gryfonami, gdyż wystawiłaby się wtedy na kompletne pośmiewisko.
- Dobrze, że nie szlamowatość! - jak zwykle wtrąciła swoje trzy grosze Pansy. Czarnowłosa dziewczyna zacisnęła pięści, wpatrując się nieodgadnionym wzrokiem w drugą nastolatkę.
- Dlaczego byłaś taka zdołowana, gdy dowiedziałaś się o przynależności do Slytherinu? - na pomoc znów ruszyła Dafne, czując, że Pansy nie przypadła Megan do gustu.
- Nie byłam zdołowana! - zaczęła nerwowo zielonooka nastolatka, po czym zagryzła delikatnie dolną wargę – Po prostu nie wiedziałam co mam zrobić, byłam trochę zestresowana.
- Dobra dziewczyny, koniec terkotania! - z łazienki wyszła Tracey, rozciągając się po drodze. Zabrała Pansy poduszkę i rzuciła nią w zdezorientowaną Megan, która dostała prosto w twarz. Wszystkie trzy roześmiały się, do momentu gdy w pannę Davis, nie trafiły kolejno trzy poduszki.
– Oko za oko – zaśmiała się brunetka. Po chwili po całym dormitorium latały poduszki, w akompaniamencie śmiechu dziewcząt.

~

- Pansy wstawaj! Ileż można spać? - krzyk rozniósł się po pokoju. Megan przewróciła się na drugi bok, zasłaniając głowę poduszką.
- Merlinie, jest chyba 7 rano, a wy już krzyczycie... - mruknęła po czym zakryła się kołdrą.
- Jaka 7? Dochodzi 9, za chwilę jest śniadanie w Wielkiej Sali! - oburzona Dafne, zerwała z dziewczyny kołdrę. Brunetka podkuliła nogi, mrucząc pod nosem przekleństwa, do momentu, gdy blondynka użyła tajnej broni – rozchyliła wielkie zasłony na oknie. Wszystkie trzy dziewczyny, leżące w łóżkach, syknęły przeciągle, próbując zasłonić się każdą możliwą rzeczą jaka wpadła w ich rękę. Pansy nałożyła na głowę stanik, Tracey zasłoniła się kołdrą, a Megan zawinęła w prześcieradło.
- Merlinie, jak z dziećmi – mruknęła z przekąsem Dafne.
 Wczorajszego wieczoru, dziewczyny długo gadały, w szczególności opowiadając nowo przybyłej o szkole. Oczywiście nie obyło się bez plotkowania o chłopakach, więc Megan czuła się jakby do szkoły uczęszczała już od dawna. Miała lekki żal do swoich przyjaciół, że naopowiadali jej tyle głupstw o Slytherinie. Podczas wczorajszego wieczoru, dziewczyna poczuła się jak część ich paczki, mimo że znały się zaledwie kilka godzin.
 Czarnowłosa powoli zwlekła się z łóżka, stawiając stopy na podłogę i przeciągając się. Wyjęła z kufra ubrania i skierowała się do łazienki, ziewając przeciągle. Pomieszczenie było całkiem dobrze wyposażone, jak na szkolne standardy. Spora kabina prysznicowa, zachęciła nastolatkę do wzięcia szybkiego prysznicu. Po wytarciu się, przetarła lustro, które zaszło parą, wpatrując się w swoje odbicie. Po chwili wykonała resztę łazienkowych czynności i ubrała się w białą koszulę, czarny golf, bez rękawów i ciemne rurki, narzucając na to wszystko szkolną szatę. Po wyjściu z łazienki, zastała niecodzienny widok – Pansy, mokra od stóp aż po czubek głowy i Tracey, która miała na włosach dziwną, niezidentyfikowaną maź.
- Inaczej nie dałoby się ich zwlec z łóżka – powiedziała do niej uśmiechnięta Dafne, gdy obie dziewczyny zniknęły za łazienkowymi drzwiami. Megan odwzajemniła jej uśmiech i podeszła do kufra, rozpakowując resztę rzeczy.
- Tak swoją drogą, to w weekendy nie trzeba nosić szkolnych szat.
- Naprawdę? Nie wiedziałam – mruknęła zdziwiona Megan, po czym ściągnęła płaszcz z godłem Slytherinu. Zerknęła na Dafne, która przypatrywała się jej nieodgadnionym wzrokiem. Gdy już miała się spytać o co chodzi, blondynka wypaliła na jednym tchu.
- Jak na swoją posturę, masz całkiem duże „kształty” - mówiąc to, zakreśliła półkola przy swojej klatce piersiowej i zaśmiała się głośno. Brunetka zarumieniła się lekko, zmieszana wyznaniem dziewczyny – Nie martw się, nie jestem kochającą-inaczej! Po prostu mam nawyk mówienia o tym o czym myślę.
- Być może odziedziczyłam kształty po mamie – uśmiechnęła się delikatnie Megan, na co Dafne zrobiła zmieszaną minę. Dziewczyny dowiedziały się wczoraj, że rodzice nastolatki zginęli podczas podróży poślubnej, gdy ta była dzieckiem.
 Ich rozmowę przerwały Pansy i Tracey, które wciąż ziewając weszły do pokoju.
- Jesteśmy gotowe – mruknęła Pansy, przeciągając się – Chodźcie na śniadanie, bo jestem cholernieee głodna.
 Po jej ostatnim zdaniu, wszystkie trzy zaśmiały się, a spotęgowała to naburmuszona mina szatynki.

~

- Jak to impreza? Już dzisiaj? - zdziwiona Pansy, zamarła z kanapką przy ustach.
- No tak, zawsze jest w pierwszą sobotę, zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego – odpowiedział jej z uśmiechem Zabini.
 Megan przyglądała się im z rozbawieniem. Od wczorajszej rozmowy z dziewczynami, czuła się bardzo swobodnie, przebywając w towarzystwie Ślizgonów. Jedynym faktem, który ją męczył, był nieustannie obserwujący ją Draco, z którym nie miała najmniejszego zamiaru rozmawiać.
- A Ty Megi, masz zamiar się stawić na imprezie? - zwrócił się do niej, wciąż szeroko uśmiechnięty, Blaise. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na niego, unosząc brwi wysoko w górę.
- Megi... ?
- No, a jak mamy Cię nazywać? Panno Megan Temorri czy zechciałabyś uczestniczyć w dzisiejszej imprezie powitalnej nowego roku? - odpowiedział jej czarnoskóry, z udawaną powagą, na co wszyscy parsknęli śmiechem. Jedynie Malfoy wciąż przyglądał się dziewczynie, a gdy ta napotkała jego wzrok, uśmiechnął się ironicznie. Czarnowłosa od razu odwróciła głowę w druga stronę.
- A jak miała by wyglądać ta impreza? Na żadnej nigdy nie byłam – tym razem już wszystkie oczy skierowały się na czarnowłosą, z wyraźnym szokiem.
- Jak to nie byłaś? - zaczęła Dafne, przypatrując się nastolatce.
- No... Normalnie. Po prostu całe życie siedziałam w domu i się uczyłam – speszona Megan, wbiła wzrok w swoje dłonie. Czuła, że teraz nie będą się chcieli z nią zadawać – nudna, zwykła i do tego mol książkowy.
- No to trzeba to zmienić! - uśmiechnął się szeroko Blaise i objął zdezorientowaną Megan ramieniem. Spojrzała na niego, z szeroko otwartymi oczami. Zrobiło jej się ciepło na sercu, że nie została odrzucona. Tracey, siedząca po lewej stronie Zabiniego, wbiła nieodgadniony wzrok w czarnowłosą, zaciskając usta w cienką linie.
- No w porządku, postaram się przyjść. Ale co będziemy tam robili? - mówiąc to, dziewczyna strąciła rękę Zabiniego ze swojego ramienia.
- No jak to co? Będziemy pili, tańczyli i świetnie się bawili! - widząc reakcje Megan, Tracey od razu szeroko się uśmiechnęła. Czuła silną sympatię do czarnoskórego, choć nie chciała się nikomu przyznawać.
 Paczka ślizgonów rozmawiała przez całe śniadanie, dokładnie opisując dzisiejszy wieczór. Po wyjściu z Wielkiej Sali, Megan rozdzieliła się od nich, mówiąc, że bardzo chciałaby zobaczyć szkolne błonia. Reszta, nie protestując, puściła ją i już po chwili czarnowłosa cieszyła się powiewem świeżego powietrza.
 Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie, rozglądając się wokół. Czuła się cudownie, będąc na dworze. Podeszła do wielkiego drzewa, skąd miała widok na całe jezioro. Uśmiechnęła się delikatnie, wspominając jak Harry ostrzegał ją przed druzgotkami, mieszkającymi w tej wodzie.
- Wytłumaczysz nam to wszystko? - usłyszała szorstki, męski głos. Odwróciła się i ujrzała tam Rona, który oskarżycielsko wpatrywał się w dziewczynę. Zaraz za nim stała Hermiona i Harry.
- Nie wiem co mam wam wytłumaczyć – mruknęła zdziwiona dziewczyna. Od incydentu podczas przystąpienia do Slytherinu, nie miała czasu z nimi porozmawiać.
- Jak to nie wiesz?! Trafiłaś do Slytherinu i nie wiesz co masz nam wytłumaczyć?! - zapytał rozwścieczony Ron. Czarnowłosa zmieszała się, słysząc wrogi ton przyjaciela.
- Nie wiem jak to się stało, dobrze wiecie, że chciałam dołączyć do Gryffindoru! - krzyknęła rozeźlona nastolatka – Nie wiem czemu  dobrało mnie akurat do Domu Węża, rozmawiałam o tym z Dumbledorem, ale on stwierdził, że nic nie może na to poradzić!
 Hermiona i Harry zmieszali się tymi słowami, lecz u Rona tylko spotęgowało to złość.
- Wiesz kto trafia do Slytherinu? Wiesz?! Ci, którzy pomiatają nami. Być może Twoja przyjaźń była tylko z braku możliwości kolegowania się z kim innym – wściekły Ron, odwrócił się napięcie i odszedł, nie dając dojść Megan do słowa. Harry spojrzał na czarnowłosą i uśmiechnął się smutno, po czym ruszył za rudowłosym przyjacielem. Hermiona i Megan stały chwilę w ciszy, gdy zielonooka próbowała powstrzymać łzy.
- Megan, ja...
- Nie Hermiona. Nie przepraszaj. To nie Twoja wina – uśmiechnęła się do niej smutno, po czym starła łzy, które rozmazały jej makijaż – Idź za nimi. Jeszcze pomyślą, że próbuję Cię przeciągnąć na swoją stronę.
 Czarnowłosa po raz ostatni spojrzała na zmieszaną Granger, po czym ruszyła w stronę zamku.

~

- Jezu, Megan rusz się z tego wyra, bo niedługo zaczynamy imprezę, a Ty wciąż leżysz jak zabita! - Pansy wpatrywała się w brunetkę leżącą na łóżku. Wszystkie trzy dziewczyny wiedziały, że coś ją trapiło, ale ona nie chciała o tym rozmawiać.
- Nie chcę mi się – mruknęła markotnie dziewczyna.
- Nie ma, że Ci się nie chcę! - powiedziała oburzona Dafne – Ta impreza jest też po części powitalną dla Ciebie, więc jeśli nie zbierzesz się w sobie, to teleportuje Cię na środek jeziora wraz z łóżkiem!
 Czarnowłosa spojrzała na nią spod byka, lecz gdy zobaczyła jej ostry wzrok, uniosła ręce w geście poddania się i poczłapała do łazienki. Wzięła szybki, orzeźwiający prysznic. Wycierając się, ponownie wbiła wzrok w swoje odbicie w lustrze. Czuła, że coś jest nie tak, że przybycie do zamku wiele zmieni. Nie była już tą samą, szczęśliwą dziewczyną, którą jedynym zmartwieniem było, czy dobrze nauczyła się na Transmutację. Teraz jej problemami było szkolne życie, o którym od zawsze marzyła, choć nie tak to wszystko sobie wyobrażała. Chciała należeć do Gryffindoru, być pośród osób, które znała i uwielbiała. Choć czy na pewno je znała? Wystarczyła jedna decyzja, która nie należała do niej, a już Ron się odwrócił, uznając ją za winną przynależności ślizgońskiej paczki. Przecież tego nie chciała, nie miała najmniejszego zamiaru sprawiać gryfonom przykrości.
- Długo będziesz tam siedzieć?! Ileż można się pindrzyć! - usłyszała głos Tracey, który wyrwał ją z zamyśleń. Czarnowłosa owinęła się szczelnie w ręcznik, po czym wyszła z łazienki.
 Reszta dziewczyn była już przygotowana. Dafne, miała lekko pozakręcane końcówki włosów i ubrana była w schludnie wyglądającą, lecz podkreślającej jej atuty, sukienkę. Pansy miała na sobie bordową sukienkę i buty ze zbyt wysokim obcasem, jak na gust Megan. Tracey zaś miała na sobie krótką bluzkę, odsłaniającą jej szczupły brzuch i przylegające, czarne szorty.
- No wreszcie, siadaj! - mruknęła zniecierpliwiona Pansy. Dziewczyna usiadła przed lustrem i spojrzała na nie zdziwionym wzrokiem.
- Wyszykujemy Cię na imprezę – powiedziała podekscytowana Dafne i uśmiechnęła się szeroko do czarnowłosej.
- Czy to jest konieczne? - odpowiedziała jej smętnie dziewczyna. Nie lubiła się malować, ani ubierać w żadne sukienki, bo nie miała powodów do tego.
- Tak, konieczne, a teraz cicho! - dyskusję ostro przerwała Tracey, biorąc się do roboty.

~

- Ileż te dziewczyny mogą się przygotowywać! - powiedział, oburzony Zabini, siedząc na kanapie w ślizgońskim pokoju wspólnym. Znajdował się on pod Hogwardzkim jeziorem, więc nie było tu okien. Zielone lampy, oświetlały lekko pokój, dodając mu nieco tajemniczego wyglądu. Pod jedną z zielonych ścian, stał stół z okazałą ilością alkoholu. Zaraz obok, na kolejnym stole stało mnóstwo przekąsek. Trzy, duże kanapy, stały wokół kominka z którego wesoło buchał ogień.
- Wiesz jak to dziewczyny. W ich mniemaniu dobrze jest się spóźnić na imprezę – odpowiedział mu spokojnie Teodor, popijając bursztynowy płyn ze szklanki. Draco w spokoju obserwował ich, uśmiechając się pod nosem.
- A Ty co taki markotny ostatnio, Smoku? - zwrócił się czarnoskóry do kolegi. Blondyn spojrzał na niego, opierając głowę na dłoniach.
- Brakuje mi wakacji – odparł mu Malfoy, wbijając wzrok w kominek – Mnóstwo imprez i mnóstwo dziewczyn do zaliczenia.
- No tak, zapomniałem, że casanovą jesteś nie tylko w Hogwarcie! - śmiech trójki chłopaków, przerwał donośny głos Pansy, schodzącej po schodach.
- No wreszcie jesteśmy! Nawet nie wiecie jak ciężko było ogarnąć Megan – to nie, to też nie, tamto też nie – przedrzeźniała koleżankę szatynka, siadając blisko Dracona.
 Cała czwórka odwróciła swój wzrok w stronę schodów, po której schodziła reszta dziewczyn. Zszokowali się, widząc Megan w prostych, idealnie ułożonych włosach, które sięgały jej teraz za daleko za łopatki. Jej kolor oczu idealnie podkreślił makijaż, zrobiony przez dziewczyny. Miała na sobie sukienkę, która w jej mniemaniu była zbyt wyzywająca i pokazywała za dużo. Dziewczyny rozsiadły się na wolnej kanapie, rozglądając po pomieszczeniu. Głośna muzyka rozbrzmiewała na całą salę, a wiele par był zajętych tańczeniem.
- No, postaraliście się! - szeroko uśmiechnięta Dafne, wbiła wzrok w chłopaków. Jej spojrzenie na dłużej zatrzymało się na Teodorze, który uśmiechnął się do niej delikatnie, wywołując u niej rumieniec.
- Wy też! - uśmiechnął się Zabini, wpatrując się w Megan jak w obrazek. Jej strój idealnie komponował się z ciemną karnacją dziewczyny.
- Żebyś wiedział jakie to było trudne – wywróciła oczami Tracey.
- I tak uważam, że ten strój jest zbyt wyzywający... - mruknęła dziewczyna, lecz ucichła, gdy reszta zgromiła ją wzrokiem. Tracey podeszła do stolika i nalała do trzech szklanek trunku. Wręczyła dwie Dafne i Megan, a sama wzięła spory łyk z trzeciej. Czarnowłosa wbiła zdziwiony wzrok w szklankę.
- Nie pijesz? - spytała jej spokojnie Dafne. Zielonooka spojrzała na nią z głupim uśmiechem.
- Nie piłam nigdy alkoholu – wszystkim wokół opadła szczęka. Zdezorientowana nastolatka spojrzała na nich z głupim uśmiechem.
- Nigdy, nic, kompletnie? - spytała zdziwiona Pansy.
- Nie.
- To pij! Nie wiesz co tracisz! - zachęciła ją Tracey, uśmiechając się delikatnie. Megan przyłożyła szklankę do ust i pociągnęła spory łyk. Od razu się skrzywiła i kaszląc czuła jak gorzki płyn przepływa jej przez gardło. Ślizgoni roześmiali się, widząc poczynania nastolatki.
- Co to jest.. ? - spytała zdezorientowana brunetka.
- Ognista whisky – specjalność Slytherinu – odparł dumnie Blaise i pociągnął kolejnego łyka ze szklanki.
  Nastolatkowie siedzieli jeszcze długo na kanapach, rozmawiając, śmiejąc się i pijąc alkohol.

~

- Czy zechciałaby panna ze mną zatańczyć? - Blaise ukłonił się nisko do roześmianej Tracey. Już po chwili tańczyli oni ze sobą na parkiecie.
Megan głośno szumiało w głowię. Spora ilość alkoholu, jak na pierwszy raz, była dla niej zabójcza. Była roześmiana i chętnie udzielała się w dyskusjach. Nie przeszkadzało jej to, że Malfoy wciąż patrzy na nią z ironicznym uśmiechem pod nosem.
- Muszę się przejść – mruknęła Dafne i wstała z kanapy.
- Pójdę z Tobą – zaoferowała jej wesoła brunetka. Już po chwili przechadzały się na boso po szkolnych błoniach.
- Męczą mnie takie imprezy – powiedziała jej Dafne. Megan wbiła w nią wzrok.
- Myślałam, że w Slytherinie lubicie imprezy – odpowiedziała jej zdziwiona. Blondynka spojrzała na nią i westchnęła cicho. Obie usiadły nad brzegiem jeziora, który pomimo chłodnego powietrza, wciąż zachowywał ciepłą temperaturę.
- Prawdę mówiąc jestem zmęczona tym wszystkim – wyznała jej nastolatka – Bycie arystokratką, chodzenie na te wszystkie przyjęcia śmierciożerców...
- Śmierciożerców? - Megan wystraszyła się, nie dając po sobie poznać. Wbiła wzrok w swoje dłonie, nerwowo się nimi bawiąc. Harry opowiadał jej, że największy Śmierciożerca, Voldemort, pozbawił życia jego rodziców.
- Taa, nasz Pan ciągle wydaje jakieś śmieszne przyjęcia – uśmiechnęła się delikatnie Dafne – To z powodu świąt, to z rocznicy śmierci jego córki...
- Jego córki? - wypaliła zszokowana dziewczyna, przerywając koleżance, która spojrzała na nią spod ukosa.
- Tak, miał córkę. Byłaby w naszym wieku. Niestety Zakon ją zabił, przez co Czarny Pan i jego żona, wypowiedzieli im wojnę – słowa dziewczyny zaszumiały w głowie Megan. Wbiła pusty wzrok w jezioro, analizując słowa koleżanki. Dumbledore zabijający  kogokolwiek? Brunetka nie mogła przyzwyczaić się do tej myśli. Od zawsze miała go za poczciwego staruszka, który wszystkim pomaga. Nim zdążyła się ocknąć, została ochlapana wodą.
- Dafne, co Ty... - gdy zobaczyła roześmianą twarz nastolatki, dłużej nie myśląc, nabrała wody do dłoni i również ją ochlapała. Już za chwilę, będąc w samej bieliźnie, dziewczyny chlapały się w jeziorze, wtórując temu śmiechem.
- Pokażę Ci tajną sztuczkę! Aguamenti!  - roześmiała się Dafne, obserwowała jak z jej różdżki wydobywa się strumień wody, który ochlapał naburmuszoną Megan.
- Tak chcesz się bawić? Bombarda! - krzyknęła brunetka, kierując różdżką w tafle wody. Ta, pod działaniem zaklęcia wybuchającego, rozprysła się na jej koleżankę. Obie śmiały się i jeszcze przez chwilę używały różnych zaklęć do wodnej walki.
- Co tu się dzieje?! Co tu się dzieje! - usłyszały złowrogi, kobiecy krzyk. Obróciły się w stronę skąd dochodził. Nad brzegiem jeziora stała wściekła profesor McGonagall, ubrana w długi, różowy szlafrok. Obie dziewczyny, powstrzymując śmiech, pośpiesznie wyszły z jeziora i już po chwili stały w samej bieliźnie przed kobietą.
- Nie dość, że pijane to jeszcze do tego na błoniach, grubo po 22! Rozumiem panno Temorri, że jesteś nowa w szkole, ale to nie oznacza, że możecie łamać regulamin! Minus 80 punktów od Slytherinu! - krzyknęła rozeźlona kobieta.
 Dziewczyny spojrzały po sobie smutnym wzrokiem. Rok się jeszcze dobrze nie zaczął, a one już odjęły punkty od swojego domu.
- A teraz marsz do swojego dormitorium! I żebym was więcej nie widziała w takiej sytuacji, bo doniosę profesorowi Dumbledorowi!
 Obie nastolatki pośpiesznie się ubrały i już po chwili zniknęły w kamiennych murach zamku.

~~~~~~
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam postów, jednak najpierw byłam na wakacjach a potem rozpoczął się rok szkolny (4 klasa technikum, ughh!) i nie miałam kompletnie czasu. Dziękuję wszystkim, którzy poczekali na nowy rozdział i doczytali go do końca. Z góry przepraszam za błędy i powtórzenia, ale jak jest tyle tekstu to ciężko wszystko wyłapać.
Koniec psot.

wtorek, 26 lipca 2016

1. Tiara Przydziału

- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł - mruknął wysoki, czarnoskóry mężczyzna – Z całym szacunkiem, panie Dumbledore, ale to może jej poważnie zagrozić. Wie pan, ile w szkole jest dzieci Śmierciożerców, prawda?
 Siwowłosy mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, poprawiając się w fotelu. Znajdowali się w przestronnym, choć nie za dużym pokoju, którego ściany zdobiło wiele półek z książkami. Kominek, na jednej z bordowych ścian, iskrzył się wesoło, dodając do pomieszczenia nutę tajemniczości.
- Jestem tam dyrektorem, panie Kingsley, więc nie sądzę, aby ktokolwiek mógł zrobić jej krzywdę. Poza tym zamierzam jej zmienić nazwisko na Temorri, które jest dosyć niespotykane i nie sądzę, aby ktoś mógł ją skojarzyć.
 Czarnoskóry mężczyzna wstał powoli z fotela, wpatrując się w ogień. Zastanawiał się chwilę nad słowami Albusa, marszcząc przy tym brwi.
- Dlaczego zdecydowałeś się na to teraz, dopiero gdy będzie zaczynać piąty rok nauki?
- Ponieważ poprosiła mnie o to, przyjacielu – staruszek minimalnie się uśmiechnął – Nudzi jej się tu, co po prawdzie nie jest dziwne. Nie ma tu nikogo w jej wieku, a naukę wszystkiego opanowała do perfekcji. Wspaniale posługuje się zaklęciami i jest równie dobra w eliksirach.
 Oboje w jednym momencie skierowali wzrok na drzwi, w które ktoś zapukał.
- Wejdź, Megan.
 Drzwi uchyliły się powoli. Do pokoju wkroczyła niepewnym krokiem niska, czarnowłosa dziewczyna. Rozpuszczone, lekko poskręcane włosy sięgały jej łopatek. Wielkie, szmaragdowe oczy oprawione w ciemne, długie rzęsy, przeskakiwały wzrokiem z jednego na drugiego mężczyznę. Całość dopełniała ciemna karnacja dziewczyny, nadając jej orientalny  wygląd.
- Panie Dumbledore, panie Kingsley – mówiąc to, dziewczyna ukłoniła się lekko im obu.
- Oh, daj spokój Megan – roześmiał się pogodnie czarnoskóry mężczyzna – Tyle się znamy, nie przesadzajmy z tymi uprzejmościami.
- Etykieta tego wymaga, panie Kingsley – dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie, a w jej oczach zaiskrzyły wesołe ogniki – A więc o co chodzi, czemu miałam tu zejść?
- Pamiętasz jak prosiłaś mnie, żebyś mogła się uczyć w Hogwarcie? - zaczął spokojnie, na co nastolatka kiwnęła z potwierdzeniem głową. - A więc przeanalizowaliśmy sytuację i stwierdziliśmy, że po wakacjach rozpoczniesz piąty rok nauki w Hogwarcie.
 Czarnowłosa zamrugała szybko oczami, układając usta w dużą literę „O”. Wpatrywała się dłuższą chwilę w Dumbledora, sprawdzając czy aby na pewno nie śni.
- Naprawdę... ? - zaczęła niepewnie dziewczyna, wciąż wpatrując się w staruszka.
- Tak moja droga, stwierdziłem, że nie ma potrzeby trzymania Cię tutaj.
 Nastolatka uśmiechnęła się szeroko na jego słowa, po czym rzuciła się mu na szyję, przytulając go.
- Dziękuję, jestem taka szczęśliwa! - roześmiała się dziewczyna, w czym zawtórowali jej obaj mężczyźni.
~

- Uhh, Megan, tyle nakupowaliśmy rzeczy, a jeszcze nie zdążyliśmy zajść Ci nawet po różdżkę... - wysapał czarnowłosy chłopak, cały zawalony pudłami. Miał zielone oczy, a na jego czole widniała cienka blizna w kształcie błyskawicy.
- Harry ma świętą rację, po co kupiłaś aż tyle rzeczy? - mruknął rudowłosy, piegowaty nastolatek.
 Czarnowłosa odwróciła się do nich i uśmiechnęła szeroko.
- Jak to po co?! Nareszcie dołączę do was w Hogwarcie! Nawet nie wiecie ile na to czekałam! - nastolatka zaśmiała się wesoło i ruszyła dalej ulicą Pokątną.
 Chłopcy spojrzeli na siebie i z cichym westchnieniem, podążyli zaraz za nią. Dziewczyna swe kroki skierowała w stronę sklepu z wielkim, złotym napisem „Ollivanders”. Nastolatka weszła do środka, uprzednio prosząc by chłopcy zostali na zewnątrz. Pomieszczenie było stosunkowo małe, co zdziwiło brunetkę. Wszędzie było mnóstwo pudełek, a pośrodku stało biurko sprzedawcy, za którym siedział śpiący mężczyzna w podeszłym wieku. Zielonooka rozglądnęła się powoli po czym podeszła do blatu, delikatnie odchrząkając. Starzec jak na zawołanie poderwał się i z szerokim uśmiechem zwrócił do dziewczyny.
- Witam w sklepie Ollivander'ów! W czym mogę służyć?
 Megan uśmiechnęła się szeroko, widząc w nim zwykłego staruszka, zupełnie nie pasującego do roli sprzedawcy różdżek.
- Chciałabym kupić różdżkę. W tym roku zaczynam szkołę.
- W tym roku? Wyglądasz dojrzało jak na jedenastolatkę – zdziwione spojrzenie starca, wywołało cichy śmiech u czarnowłosej.
- Nie, nie, będę uczęszczała na piąty rok nauki, gdyż profesor Dumbledore się na to zgodził – z szerokim uśmiechem wyciągnęła dłoń w stronę siwego mężczyzny – Jestem Megan. Megan Temorri.
 Starzec otworzył szerzej oczy i po chwili nieznośnej ciszy, ścisnął lekko dłoń dziewczyny.
- Garrick Ollivander – mruknął niepewnie po czym puścił dłoń nastolatki.
 Zdziwiona nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż mężczyzna odwrócił się do niej plecami i mrucząc coś pod nosem rozpoczął poszukiwania między półkami. Po chwili podał dziewczynie 15 calową różdżkę, która w jej dłoniach wyglądała na zbyt wielką i z pewnością nie byłaby zbyt wygodna w użyciu. Ollivander pokręcił przecząco głową i zacmokał kilka razy, po czym wrócił do poszukiwań. Po kilku minutach wręczył dziewczynie kolejny magiczny patyk.
- 11 cali, pióro pegaza, głóg, twarda. Spróbuj rzucić nią zaklęcie.
 Nastolatka zamknęła oczy, zastanawiając się nad zaklęciem.
- Wingardium Leviosa – wypowiedziała dziewczyna. Skutkiem tego czaru było zrzucenie kilku pudełek z półek. Spojrzała zdezorientowana na staruszka, natomiast ten ponownie pokręcił przecząco głową i schował różdżkę z powrotem do opakowania.
 Sytuacja powtórzyła się kilka razy i zmarnowana dziewczyna usiadła na krześle, przypatrując się mężczyźnie, uważnie szukającego wśród pudełek. Westchnęła cicho i wbiła wzrok w szybę, zastanawiając się czy przeznaczone jej mieć własną różdżkę.
- Mam, znalazłem! - krzyknął uradowany Olivander, a Megan podniosła się natychmiast z krzesła. Starzec podszedł do niej i wręczył niewielką, idealnie pasującą do jej dłoni różdżkę. Po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
- 11,5 cala, krew bruxy, drewno z leszczyny, odpowiednio giętka. Spróbuj – zachęcił ją mężczyzna z nikłym uśmiechem.
- Wingardium Leviosa! - krzyknęła nieco zniecierpliwiona dziewczyna, unosząc biurko sklepikarza. Otworzyła szeroko oczy i ciesząc się jak dziecko, straciła kontrolę nad zaklęciem, które upadło z cichym łoskotem na ziemię.
- Przepraszam – mruknęła speszona i ruszyła w stronę biurka z zamiarem podniesienia go.
- Spokojnie panienko, dam sobie radę sam – staruszek uśmiechnął się słabo – Przez to szukanie, obniżę pani cenę o 30%. To będzie 70 galeonów.
 Uradowana dziewczyna wręczyła siwowłosemu mieszek pieniędzy i dziękując, ruszyła w stronę drzwi.
- Panienko – zawołał, na co nastolatka zastygła z dłonią na klamce. Obróciła głowę, patrząc na niego niepewnie – Uważaj na tą różdżkę. Jest bardzo kapryśna.
 Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i jeszcze raz mu podziękowała, wychodząc ze sklepu. Nie mogła zauważyć wzroku mężczyzny, który z niepokojem obserwował jak wychodzi ze sklepu.

~

- Pamiętajcie kochani aby pilnie się uczyć! W tym roku macie SUMY i nie możecie tego zawalić! - rudowłosa, starsza kobieta przytuliła jej młodszą kopię mocno do siebie.
- Mamo, przestań, ja mam jeszcze rok do egzaminów... - zaczęła piegowata dziewczyna, próbując wyswobodzić się z uścisku matki.
- Ginny, rok to mało czasu, ty również musisz się pilnie uczyć. - odpowiedziała jej kobieta, po czym wypuściła ją z objęć.
 Podekscytowana Megan wpatrywała się w wielką lokomotywę na której widniał napis „Hogwart Express”. Na samą myśl, że już niedługo będzie w miejscu o którym dawno marzyła, uśmiechała się sama do siebie.
- Dobrze, idźcie już bo odjadą bez was! - powiedziała rudowłosa kobieta i uśmiechnęła się do nich. Zwróciła swój wzrok na czarnowłosą dziewczynę – Powodzenia, Megan.
- Dziękuję, pani Weasley – dziewczyna uśmiechnęła się do niej szeroko, a po chwili zniknęła w pociągu wraz z resztą swojej paczki.
- Jak co roku, trzeba znaleźć wolny przedział. - mruknął markotnie rudowłosy chłopak, rozglądając się.
- Nie marudź, Ron! - szczęśliwa czarnowłosa szła dumnie przed siebie. Spełniały się jej marzenia o dostaniu się do szkoły. Nie musiała więcej uczyć się w domu, pod czujnym okiem Zakonu. W końcu, choć po części, była wolna.
 Otworzyła drzwi, chcąc przejść do kolejnego wagonu, gdy nagle zderzyła się z czymś zdecydowanie za wysokim. Spojrzała w górę, aby zobaczyć co stworzyło zagrożenie i ujrzała stalowoszare tęczówki wpatrujące się w nią z pogardą. Wysoki, dobrze zbudowany, choć nieco chudy, blondyn wpatrywał się w nią świdrującym spojrzeniem.
- Malfoy, odwal się od niej. - syknął Ron, obserwując blondyna z wrogim nastawieniem, na co ten od razu zwrócił uwagę na czwórkę przyjaciół, stojących za nią.
- Proszę, proszę – chłodny głos chłopaka zabrzmiał w uszach Megan. - Zgraja Pottera. Dwie wiewióry i szlama.
 Uśmiech tryumfu zagościł na jego ustach, gdy zobaczył jak bardzo zabolały ich jego słowa. Z powrotem przeniósł wzrok na dziewczynę stojącą przed nim.
- A Ty kim jesteś? Kolejna przyjaciółka złotego chłopca? Czy może jedna z jego szlamowatych-fanek? - wredny uśmiech wkradł się na jego usta.
- Megan Temorri – mruknęła dziewczyna, wpatrując się w niego z odrazą. - Nie jestem żadną szlamą i nie masz prawa nazywać tak Hermiony.
 Blondyn wbił w nią zdziwione spojrzenie. Nigdy nie widział tej dziewczyny, a nie wyglądała na pierwszoroczną. Nim zdążył się odezwać, wyprzedziła go czarnowłosa.
- Chodźcie, nie będziemy marnowali czasu na takiego płaza. - powiedziała głośno i minęła go szukając dalej wolnego przedziału.
 Gdy nareszcie udało im się go znaleźć, rozsiedli się wygodnie śmiejąc z poprzedniego wydarzenia. Reszta drogi do Hogwartu minęła im spokojnie, w akompaniamencie wyczerpujących pytań Megan.

~

- Ale dziwne zwierzęta! - wykrzyknęła Megan, wpatrując się w skórzaste konie, ze skrzydłami jak u nietoperza, które zaprzęgnięte były w wielkie, szkolne powozy.
- Emm, jakie zwierzęta? - mruknęła niezrozumiale Hermiona, posyłając przyjaciołom zdziwione spojrzenie.
- Testrale – szepnął cicho Harry, wpatrując się świdrującym wzrokiem w czarnowłosą, która delikatnie głaskała zwierzę.
- Testrale? Ale przecież widzą je tylko Ci, którzy zobaczyli czyjąś śmierć! - Ron wydawał się bardzo zdziwiony. Z ich paczki, do tej pory, widział je tylko Harry.
 Czarnowłosa zerknęła na nich, uśmiechając się lekko.
- Przecież moi rodzice zginęli w wypadku, gdy byłam mała. Być może widziałam to i dlatego mogę je teraz zobaczyć – mruknęła, nieco przygaszona. Dumbledore wytłumaczył jej, że jej rodzice zginęli podczas podróży poślubnej, a jako, że nie mieli żadnych żyjących krewnych, zaopiekował się nią i wychował na czarownice.
 Po chwili niezręcznej ciszy, piątka przyjaciół weszła się do powozu. Gdy ruszyli, Megan podziwiała widoki i rozglądała się za zamkiem, zdawkowo odpowiadając na zadawane pytania. Była lekko poddenerwowana, a zarazem podekscytowana nowym rozdziałem w jej życiu.

~

- Musisz poczekać wraz z pierwszorocznymi tutaj – zaczął spokojnie Dumbledore – Będziesz na samym końcu, więc musisz być spokojna.
- Na samym końcu? - powiedziała markotnie dziewczyna, na co starzec uśmiechnął się delikatnie – Nie mogłabym być na początku?
- Niestety nie, Megan. Taka jest tradycja – mężczyzna uśmiechnął się szerzej, widząc naburmuszoną minę dziewczyny.
- Trafię do Gryffindoru, prawda? - czarnowłosa spojrzała wymownie na Dumbledora, oczekując twierdzącej odpowiedzi.
- Na pewno – mruknął starzec, jednak w jego oczach pojawiło się coś niepokojącego, czego nie było w sposób zauważyć.
- Pierwszoroczni, na salę! - krzyknął męski głos, na co wielkie drzwi otworzyły się. Dumbledore delikatnie skinął brunetce, a ona uśmiechając się, weszła na salę, zaraz za resztą.
 Od razu zachwyciła się wielkością sali i jej wystrojem. Wszędzie stały długie, wielkie stoły nad którymi wisiały herby domów. Od razu zwróciła uwagę na stół Gryffindoru, gdzie próbowała dostrzec swoich przyjaciół, jednak uczniów było zbyt wielu. Przeleciała wzrokiem po całej sali, czując się obserwowana. Wiedziała, że jest nietypową osobą, stojącą za sztabem wystraszonych, pierwszorocznych uczniów. Uśmiechnęła się do siebie, widząc, że niektórzy z nich już byli wyżsi od niej. Nagle po sali rozszedł się gruby śpiew. Zdezorientowana dziewczyna wychyliła się, widząc że dochodzi on z Tiary Przydziału o której opowiadali jej przyjaciele. Zacisnęła dłonie w pięści, modląc się aby dostać się do wymarzonego domu. Kolejka powoli ruszała, a z ust Tiary padały wszystkie nazwy domów.
- Slytherin!
- Ravenclaw!
- Hufflepuff!
- Gryffindor! 
 Stres ogarnął czarnowłosą, gdy dowiedziała się, że już za chwilę to ona dowie się do jakiego domu ma przystąpić. Zacisnęła powieki i jak w mantrze powtarzała w umyśle Gryffindor, Gryffindor, błagam, Gryffindor...
- A teraz do ubrania Tiary, przystąpi Megan Temorri, która przeniosła się na 5 rok nauki do Hogwartu! - po sali rozległy się oklaski, w szczególności gryfonów. Dziewczyna otworzyła powoli oczy i wbiła wzrok w starszą kobietę, która trzymała kapelusz, uśmiechając się do niej zachęcająco. Znała ją, była to profesor Minerwa McGonagall, która uczyła ją transmutacji, gdy mieszkała jeszcze w Zakonie. Odwzajemniła jej uśmiech i usiadła na krześle. W myślach wciąż błagała, aby dostać się do Gryffindoru. Nagle poczuła delikatne muśnięcie głowy i zaraz po tym rozbrzmiał wrzask.
- Slytherin! - dziewczyna otworzyła szeroko oczy i obróciła się w stronę grona pedagogicznego. McGonagall, która wciąż trzymała, skuloną, lekko trzęsącą się, czapkę, patrzyła na nią równie zdziwionym wzrokiem. Dumbledore z zaciętą miną obserwował całe zajście, wpatrując się nieodgadnionym wzrokiem w czarnowłosą. Gdy ich spojrzenia spotkały się, uśmiechnął się słabo i delikatnie machnął w jej stronę dłonią, aby podeszła do swojego stołu.
 Dopiero po chwili ciszy, po sali rozległy się oklaski i pogwizdywania ślizgonów, którzy z zadowoleniem wpatrywali się w cichy stół Gryffindoru. Czarnowłosa powoli zwlekła się z krzesła i zdezorientowana ruszyła w stronę stołu Slytherinu, gdzie jakiś czarnoskóry chłopak pomachał jej i kazał zająć miejsce obok siebie. Dziewczyna niepewnie usiadła obok niego, wciąż zerkając w stronę jej przyjaciół, siedzących przy stole Gryffindoru.
- Jestem Blaise Zabini, dla przyjaciół Diabeł – odezwał się czarnoskóry, na co dziewczyna spojrzała na niego nieco zszokowana. Wszyscy powtarzali jej, że Slytherin jest domem pełnym wrogo nastawionych osób, a tu proszę – zupełna odmiana.
- Megan Temorri – uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Musisz poznać też innych! - zachęcił chłopak i skierował ręką na ciemnowłosą dziewczynę o twarzy podobnej do mopsa. To o niej musiała mówić Hermiona... Przeszło jej przez myśl. - To Pansy Parkinson.
 Dziewczyny uśmiechnęły się lekko, lecz Megan zauważyła, że uśmiech drugiej dziewczyny był lekceważący.
- To Teodor Nott – Megan zerknęła na wysokiego, wychudzonego chłopaka o bladej jak kartka cerze. Miał średniej długości, czarne włosy, które były pozostawione w artystycznym nieładzie. Oboje skinęli sobie głowami.
- A to...
- Malfoy. Draco – dziewczyna wbiła wrogi wzrok w blondyna, który uśmiechnął się kącikami ust, obserwując ją od samego początku. Zmarszczyła brwi, widząc jego minę po czym odwróciła głowę w drugą stronę.
- Moi drodzy! - rozbrzmiał się donośny głos Dumbledora – W tym roku w gronie pedagogicznym nastąpiły pewne zmiany. Nauczycielem Obrony przed Czarną Magią zostaje profesor Dolores Umbridge!
 Ciche oklaski rozniosły się po sali, jednak gdy zobaczyli kobietę, w różowym ubraniu, z okropnym uśmiechem na twarzy, od razu skończyli aplauz.
- Jak co roku, wstęp do Zakazanego Lasu i na 3 piętro jest surowo wzbroniony! - ponownie zabrał głos starzec – A teraz jedźcie!
 Po stołach ponownie rozbrzmiały oklaski, po czym pojawiły się przeróżne dania.
- No w końcu, myślałem, że umrę z głodu! - zaśmiał się Blaise i zaczął nakładać coś na talerz.
 Czarnowłosa w pełnym zamyśleniu, nie tknęła niczego ze stołu. Nie czuła się głodna, ani zmęczona – czuła się oszukana. Nie chciała należeć do Slytherinu. Czuła, że Dumbledore coś przed nią ukrywa, jednak nie wiedziała co.

~

Uff, pierwszy rozdział za nami. :) Na prośbę anonima, powiększyłam czcionkę, aby lepiej się czytało. Jeśli komuś spodobała się notka, nie zapomnijcie skomentować! :)

wtorek, 19 lipca 2016

PROLOG

 Przeraźliwy krzyk niemowlęcia rozbił się głucho o ściany pokoju. Jak na zawołanie wpadła do niego wysoka, brązowowłosa kobieta. Jej niespokojne, stalowe oczy, oprawione w zmarszczki, zwróciły się od razu na kołyskę.
- Lily, oh, Liliann, nie płacz! - kobieta podbiegła do łóżeczka i ostrożnie ujęła dziecko na ręce. Dziewczynka od razu się uspokoiła, wpatrując się wielkimi, szmaragdowymi oczami w kobietę. 
- No od razu lepiej... - uśmiechnęła się pogodnie staruszka – A teraz powinnaś pójść spać dalej...
 Usiadła z dziewczynką na krześle i zaczęła powoli bujać ją na ramionach. Przymknęła do połowy powieki i zaczęła śpiewać jej kołysankę.

Wilk już zasnął pośród drzew
wiatr nietoperze kołysze.
I tylko Ty jedna nie spisz bo
w śnie dręczą cie stwory siejące zło.
Ptaki milkną gdy zmierzcha
słychać spokojny tęp bydła...*

 Nagły wybuch dochodzący z drugiej części budynku, poderwał kobietę do pionu. Niemowlę jak na zawołanie znów zaczęło głośno płakać.
- Cichutko Liliann, cichutko! - wyszeptała wystraszona kobieta. Cofnęła się pod ścianę, słysząc nadchodzące odgłosy spod drzwi.
- Bombarda Maxima!
 Huk rozwalonej ściany ogłuszył starszą kobietę, która zasłoniła własnym ciałem dziecko. Do pokoju wpadło kilka osób na czele z siwym staruszkiem.
- Panno Mitchell, proszę oddać nam dziecko, a zapewniamy, że postaramy się o pani dogodną śmierć - mruknął starzec, patrząc na kobietę znad okularów.
- Nie, nie, wy nie wiecie, nie mogę jej oddać! - krzyknęła wystraszona, na co dziecko zaniosło się mocniejszym płaczem.
- Panno Mitchell, powtórzę, proszę oddać nam dziecko -  mężczyzna był już coraz bardziej zirytowany. Nie po to spędził tyle czasu na poszukiwaniu dziewczynki, aby teraz kłócić się z obłąkaną kobietą.
- Nie, nie! - nagle brązowowłosa wyciągnęła z kieszeni płaszcza różdżkę i wycelowała nią w starca – Crucio!
 Siwowłosy zgrabnym ruchem wyciągnął swoją różdżkę i odbił zaklęcie, obserwując kobietę smutnym wzrokiem.
- Avada Kedavra! - zielony promień ugodził ją prosto w pierś. Otworzyła szeroko, zaszklone oczy i upadła z cichym łoskotem na ziemię. Jej pusty wzrok wpatrywał się w zanoszące się płaczem niemowlę, które wciąż trzymała w martwych ramionach.
 Dopełniając ponurą sytuację, piorun na dworze przeszył ciemne niebo. Starzec powoli podszedł do płaczącej dziewczynki i uniósł ją na ręce.
- Tak cieszę się, że w końcu Cię znalazłem... - mruknął pod nosem, z delikatnym, wrogim uśmiechem.

~
*Tekst piosenki zaczerpnięty z gry komputerowej "Wiedźmin".

Ok, prolog jest. Dziękuję wszystkim za przeczytanie, nigdy nie byłam dobra w wolnych wypowiedziach. :) Jeśli wam się spodobało to zachęcam do skomentowania!

Menu